
Wykonywanie ozdób to świetna zabawa ucząca dziecko kreatywności














W wielu fragmentach Robert Fulghum dowodzi, że życie ludzkie, mimo iż bywa usiane zmartwieniami, przeciwnościami losu i zmierza nieuchronnie ku śmierci, jest jednak wielkim darem i warto cieszyć się jego każdą chwilą. Pokazuje, że człowiek potrafi zdobyć się na wielką odwagę i ma siłę, by realizować swoje marzenia. Podkreśla, że „(…) jeśli marzenia i serce idą w parze, a wyobraźnia potrafi wykorzystać to, co jest pod ręką, wszystko jest możliwe”. Parafrazując te słowa, osoba, która poleciła mi tę książkę mówiła zawsze: „Zostaliśmy wyposażeni we wszystko, co jest nam potrzebne, by osiągnąć to, o czym marzymy. Musimy jedynie pokonać bariery, które nakładamy sobie sami, które narzuca nam środowisko, wmawiając nam: To niemożliwe! To nie może się udać”. A przecież Beethowen pokazał, że nawet nie słysząc, można stworzyć arcydzieło.
Naszą wycieczkę rozpoczęliśmy od rynku, przy którym można zobaczyć kilka ciekawych, zadbanych kamienic z XVIII i XIX w. (np. ratusz, Frykówkę). Przy rynku i w jego pobliżu znajduje się kilka restauracji, w których można odpocząć po dłuższym spacerze, my jednak tym razem nie skorzystaliśmy z żadnej, gdyż zależało nam na wykorzystaniu słonecznych chwil na świeżym powietrzu. Następnie przechodząc obok ławeczki księżnej Daisy (Marii Teresy Oliwii Hochberg von Pless) doszliśmy do Bramy Wybrańców, która prowadzi do zamku i parku.
Liczne alejki, przy których rosną okazałe drzewa (niektóre pamiętające czasy Puszczy Pszczyńskiej), urocze zakątki z widokiem na stawy pełne kaczek i na pałac, mosty i kilka budowli w stylu ogrodu angielskiego, okazały się w sam raz na leniwą przechadzkę z wózkiem.
Tego dnia można było zaobserwować potyczki zimy z wiosną. Ciepłe promienie słoneczne i ożywione ptactwo kontrastowały z niektórymi, jeszcze zamarzniętymi stawami czy miejscami z oszronioną trawą.
Najbardziej urzekł mnie zakątek widoczny na zdjęciach powyżej: mały staw, prawie w całości zamarznięty, z dużym platanem na przeciwległym brzegu. Drzewo sprawiało wrażenie, jakby odwróciło swoją twarz w stronę słońca, rozłożyło ręce i z wielką radością czerpało ciepło i życiodajną energię naszej najbliższej gwiazdy.
Po prawie dwóch miesiącach ciągłego leczenia przeziębień, w końcu, w połowie lutego, udało nam się wybrać na krótką, niedzielną wycieczkę. Dolina Mnikowska, którą odwiedziliśmy, jest miejscem w sam raz na leniwy godzinny spacer w towarzystwie ciepłych promieni południowego słońca.
Dolina Mnikowska to malowniczy wąwóz krasowy długości ok. 2 km, stanowiący odcinek Doliny Sanki, znajdującej się w pobliżu miejscowości Czułów i Mników, na terenie Tenczyńskiego Parku Krajobrazowego. Miejsce to oddalone jest zaledwie 20 km od centrum Krakowa.
Tym razem nasz spacer po dolinie ograniczył się mniej więcej do połowy jej długości, do polany z ławeczkami i skalnym obrazem. Z parkingu (mieszczącego się przy północnym wylocie doliny) do polany spokojnie można dojechać wózkiem lub przejść spacerem z maluchem. Dalsza część trasy jest już węższa i dla spacerujących z wózkiem może okazać się niewygodna. Tego akurat dnia niewielkim problemem było oblodzenie ścieżki, spowodowane topniejącym i z powrotem zamarzającym śniegiem. Najgorzej było na początku, gdzie ścieżka schodziła w dół, na dalszym odcinku nie trzeba było już tak uważać.
Dnem dolinki płynie niewielki potok Sanka, a szmer jego wody, tworzącej zakola i maleńkie stopnie wodne, prawie cały czas towarzyszy spacerującym. Po obydwu stronach potoku i równocześnie ścieżki spacerowej i rowerowej wznoszą się, nawet do 80 m, różnorodne formacje skalne. Skały są bardzo strome i w niektórych miejscach tworzą pionowe, prawie gładkie ściany. Wzdłuż potoku rosną przeważnie stare drzewa liściaste: graby, buki, olchy, klony i inne.
Wijący się przez Dolinę Mnikowską potok Sanka i wapienne skały
W środkowej części rezerwatu znajduje się polana, z której widać namalowany wysoko na skale obraz Matki Bożej Skalskiej. Pierwotna jego wersja, autorstwa Walerego-Eljsza Radzikowskiego, pochodziła z 1863 r. Źródła podają dwie legendy dotyczące jego powstania. Jedna z nich mówi o namalowaniu obrazu z inicjatywy zamieszkującej w Krzeszowicach hrabiny Potockiej, która po wyzdrowieniu córki z ciężkiej choroby, kazała namalować na skale wizerunek Matki Bożej. Druga głosi, że obraz polecili namalować wdzięczni za ocalenie uczestnicy powstania styczniowego. Obok obrazu znajduje się wylot jaskini długości 82 m, w której to mieli ukryć się powstańcy.
Dolina Mnikowska mimo swojej niewielkiej powierzchni jest bardzo urokliwym i ciekawym miejscem. Poza interesującymi formami skalnymi możemy w niej zobaczyć źródło wypływające spod wapiennej skały w północno-zachodniej części doliny, około 10 jaskiń oraz wiele chronionych gatunków roślin. Jest to miejsce piękne i romantyczne, jedynym minusem są kontrastujące z ciszą i delikatnym szmerem wody odgłosy przelatujących nisko samolotów pasażerskich, startujących na pobliskim lotnisku w Balicach.
Rozrobione farby (w kolorach, których chciałam użyć), zaczęłam przelewać warstwami do jednego naczynia. Nie musimy mieć farb w poszczególnych kolorach w takich samych ilościach. Proporcje możemy ustalić sami i w ten sposób zdecydować, jaki kolor ma być dominujący ( i jego powinno być najwięcej), a który ma stanowić jedynie niewielką domieszkę.
W tak zwanym międzyczasie wzięłam dwie duże blachy z piekarnika i włożyłam je do foliowych worków na śmieci, aby nie mieć później problemów z ich umyciem. Rozłożyłam przygotowane tekturki i rozlałam na nich farby. Wydaje mi się, że rozlewałam je trochę za szybko, gdyż w wielu miejscach utworzyła mi się tylko cienka strużka. Ponieważ warstwa farby była dosyć gruba, ok. 4 mm, zaczęłam ją rozciągać wykałaczką (przy dużym zaangażowaniu Jasia), by pokryła całą powierzchnię tektury. Przy rozciąganiu utworzyły się marmurkowe wzory. Myślę, że gdyby farba była trochę bardziej płynna, mogłabym ją łatwiej rozlać.
W tym roku zaplanowaliśmy kilka zimowych wycieczek, jednak choroby zatrzymały nas w domu. Gdy jedno z nas zdrowiało, to drugie zaczynało chorować i tak minęła nam połowa zimy. Liczę jednak na to, że mimo wszystko uda nam się jeszcze zrealizować choć część naszych planów. Siedząc w domu w te długie, zimowe, uprzykrzone katarem wieczory, zaczęłam przeglądać zdjęcia i trafiłam na plik ze wspomnieniami z wizyty w zoo, która miała miejsce kilka miesięcy temu. Wspomnienia tej wycieczki doprowadziły mnie do powtarzającej się już wielokrotnie w przeszłości refleksji, dotyczącej kontaktów maluchów, urodzonych w drugiej dekadzie XXI wieku, ze zwierzętami. Brzmi to trochę kosmicznie, ale sprawa chyba powoli staje się kosmiczna.
Zoo to miejsce, do którego warto się wybrać z dzieckiem w każdym wieku i każdą porą roku. Trochę odwlekałam moment wizyty w ogrodzie zoologicznym, nie wiedząc, czy Janek z niej skorzysta, ale gdy w końcu się wybraliśmy ( gdy miał 18 miesięcy) zobaczyłam, że niektórymi zwierzętami był naprawdę zainteresowany.
W Polsce jest około 26 ogrodów zoologicznych wpisanych na oficjalny wykaz podany przez Generalną Dyrekcję Ochrony Środowiska. My odwiedziliśmy zoo w Krakowie. Myślę, że wybierzemy się również do zoo we Wrocławiu, które po pierwsze jest najstarszym zoo w Polsce, a po drugie ma największą liczbę gatunków zwierząt.
Zoo w Krakowie nie zajmuje dużej powierzchni, więc było w sam raz, żeby je zwiedzić pomiędzy śniadaniem a obiadkiem i poobiednią drzemką. Kolejnym plusem jest usytuowanie ogrodu, który mieści się na terenie Lasu Wolskiego, więc jest tam dużo zieleni i nie słychać odgłosów dużego miasta. Na zwiedzanie wybraliśmy się w środku tygodnia na początku września i to był strzał w dziesiątkę, gdyż turystów było naprawdę niewielu i dzięki temu dzieci mogły swobodnie pobiegać po alejkach. Nie było również problemu z parkingiem. Udało nam się zaparkować w pobliżu bramy wejściowej. Gdy w zoo jest więcej turystów, trzeba parkować na dolnym parkingu, z którego pieszo lub autobusem trzeba dotrzeć do bramy wejściowej.
Jesper Juul, duński terapeuta rodziny i pedagog, jest autorem książki „NIE” z miłości. Mądrzy rodzice – silne dzieci, którą chciałabym polecić każdemu z rodziców. Gdy sobie tak myślę, co napisać o tej książce, to dochodzę do wniosku, że najchętniej zacytowałabym ją w całości, gdyż zawiera w sobie tyle praktycznych i ważnych myśli i założeń, że każdy powinien ją poznać. Skoro jednak nie mogę przepisać tutaj całej książki, postaram się ukazać jej najważniejsze myśli i przesłanie, a wszystkich zachęcam do lektury.
Czy można mówić NIE niemowlęciu?
Na tym etapie rozwoju RODZICE MUSZĄ ZASPOKAJAĆ POTRZEBY DZIECKA często kosztem własnych potrzeb JEDNAK RODZICE NIE MOGĄ CAŁKOWICIE ZREZYGNOWAĆ ZE SWOICH POTRZEB, gdyż przez to zachwieje się ich przywódcza rola w rodzinie! Dorosłych, rezygnujących z własnych potrzeb dopada FRUSTRACJA, a winę za to zrzucają na dziecko, więc już w tym wieku może pojawić się konflikt dziecko-rodzice. |
CZĘSTO RODZICE MYLĄ MIŁOŚĆ Z OBSŁUGĄ.
To największy błąd popełniany przez rodziców dzieci w wieku 1 -5 lat. Rodzice stają się służącymi, by uchylić swoim dzieciom nieba, jednak po pewnym czasie zaczynają się dusić w tej roli. Dzieci z kolei stają się „zimne” i żądają coraz więcej usługiwania. DZIECI CZĘSTO PRZEKRACZAJĄ GRANICE USTALANE PRZEZ RODZICÓW, ale przez to uczą się tego, co się rodzicom podoba, a co nie. „Ten proces nauki wymaga przede wszystkim jednoznacznych sygnałów ze strony rodzica |
DZIECI NIE ROZRÓŻNIAJĄ TEGO, NA CO MAJĄ OCHOTĘ OD TEGO, CZEGO NAPRAWDĘ POTRZEBUJĄ. To rodzice muszą być świadomi tej różnicy. „Dziecka nie da się rozpieścić dawaniem mu za dużo tego, czego naprawdę potrzebuje. Rozpieszczone dzieci to te, które nie potrafią zaakceptować słowa NIE. Liczą, że ich życzenia będą natychmiast spełniane – i zachowują się roszczeniowo. Jednak tak rozwijają się tylko te dzieci, które dostają za dużo tego, co niepotrzebne”.*
Dzieci w wieku przednastoletnim zaczynają kierować się zasadami swoich rówieśników. Nie oznacza to, że rodzice całkowicie tracą kontrolę nad nimi, ale DZIECI W TYM WIEKU MUSZĄ NAUCZYĆ SIĘ ŻYĆ CZĘSTO Z DWOMA SYSTEMAMI WARTOŚCI (systemem wartości rodziców
i systemem wartości rówieśników). NA DZIECI W TY M WIEKU NIE DA SIĘ DZIAŁAĆ NAKAZAMI I ZAKAZAMI. Mimo to w świadomości tych dzieci DUŻĄ ROLĘ ODGRYWAJĄ WARTOŚCI I POSTAWY RODZICÓW. Przez dziesięć lat rodzice byli w centrum działań i uwagi dzieci, a teraz stają się przeszłością, a dzieci idą w przyszłość. W tej sytuacji rodzice muszą zaakceptować nieuchronność konfliktów z nastolatkiem, ale równocześnie pozostać przy swoich wartościach.
|
Młodzież w wieku ok. 15 lat powinna już uczyć się ODPOWIEDZIALNOŚCI ZA SIEBIE I SWOJE CZYNY, więc wymuszanie na osobach w tym wieku jakiejkolwiek decyzji byłoby niemądre. Można przekonywać, by nastolatek podejmował decyzje zgodne z wolą rodziców, ale nie można tego wymuszać, gdyż to przyniosłoby odwrotny efekt.
Nie można doprowadzić do takiej sytuacji, że relacje w rodzinie staną się jednym wielkim konfliktem. W tym wieku najważniejsze jest przywrócenie właściwych relacji z dzieckiem i okazanie zaufania, którego nastolatki tak bardzo potrzebują. GDY RODZICE TRAKTUJĄ SWOJE DZIECI Z SZACUNKIEM, CZĘSTO UDAJE IM SIĘ SPRAWIĆ, |
„NAJLEPSZYM PREZENTEM, JAKI RODZICE MOGĄ DAĆ DZIECKU, JEST ŚWIADOMOŚĆ, ŻE MYŚLĄ TO, CO MÓWIĄ I MÓWIĄ TO, CO MYŚLĄ.” *
Karmnik postawiliśmy, gdy pojawił się pierwszy śnieg, ale w tym roku, w przeciwieństwie do ubiegłego, niewielu ptasich gości go odwiedziło. Dzisiaj jednak, prawdopodobnie na skutek nagłego ataku zimy po wczorajszych roztopach, w naszym karmniku pojawił się dzięcioł. Nie było go tutaj od zeszłorocznej zimy, więc bardzo się ucieszyłam, gdy go zobaczyłam. Ucieszył się również Jaś, który na jego widok przywarł nosem do szyby i z zaciekawieniem go obserwował. Później jednak zastukał radośnie w okno, na skutek czego spłoszony ptak odleciał. To krótkie wydarzenie pozwoliło mi na wyjaśnienie Jasiowi, że przy ptakach trzeba być cicho i trzeba je dokarmiać, by mogły przetrwać zimę. Nie wiem, ile z tego zrozumiał, ale wiem, że lekcja ta powtórzy się jeszcze wiele razy i na pewno przyniesie efekt w przyszłości. „Czego Jaś się nie nauczy, tego Jan nie będzie umiał” 😊