Kategorie
Blog

Walentynki – stwórz nastrój dzięki ozdobom zrobionym z dzieckiem

Czy macie już pomysł jak spędzić jutrzejszy dzień? Moim zdaniem nie trzeba robić nic wyjątkowego, wystarczy drobiazg, szczegół, czasem uśmiech i dobre słowo. A najważniejsza jest obecność i uwaga poświęcona drugiej osobie ? My w tym roku, w celu przygotowania ozdób na Walentynki, wykorzystaliśmy to, co pozostało nam po Dniu Babci i Dniu Dziadka, czyli domową porcelanę i filc. Pokażemy Wam, jak można z dzieckiem zrobić podstawki pod podgrzewacze, które można wykorzystać do stworzenia nastroju w czasie romantycznej kolacji? Jak zwykle samo przygotowanie ozdób było dla nas świetną zabawą.
​Zobaczcie co zdobiliśmy.

Wykonywanie ozdób to świetna zabawa ucząca dziecko kreatywności

​     ​Masę porcelanową, owiniętą folią spożywczą, przechowywaliśmy w lodówce  (ponoć wytrzymuje kilka miesięcy). Za bardzo się kleiła, więc dosypaliśmy trochę skrobi ziemniaczanej i ponownie wyrobiliśmy „ciasto”. Następnie je rozwałkowaliśmy i wycięliśmy serca. W sercach odcisnęliśmy zagłębienia na podgrzewacze, a na całości różne faktury. W naszym przypadku był to kawałek koronki przy ścierce oraz papier do zabezpieczania towarów w czasie transportu. W tym celu można wykorzystać wszystko, co ma się pod ręką.
​Tak przygotowane serca pozostawiliśmy do wyschnięcia. Gdy były już twarde, pomalowaliśmy je na jednolity kolor farbą akrylową. Po wyschnięciu farby „postarzyliśmy” je techniką tzw. suchego  pędzla. Trochę kolorem białym, trochę srebrnym, a jedno serce złotym.
Serca nie były na tyle grube, by w zagłębieniu zmieścił się cały podgrzewacz (to wydłużyłoby zacznie czas schnięcia), więc w celu ozdobienia podgrzewaczy, wykonaliśmy kwiaty z filcu. Płatki wygięliśmy do góry i skleili klejem introligatorskim. Efekt widać na zdjęciach.
O naszych poprzednich ozdobach walentynkowych,  w których wykorzystaliśmy farby akrylowe, można przeczytać TUTAJ
Kategorie
Blog

Światowy bestseller Roberta Fulghuma – dobra lektura na długie wieczory

Robert Fulghum „Wszystkiego, co naprawdę trzeba wiedzieć, nauczyłem się w przedszkolu.”

 

Światowy bestseller skłaniający do refleksji na temat przedszkola?

​      Moim zdaniem niekoniecznie na temat przedszkola, ale na pewno na temat rodziców, wychowawców, dziadków i wszystkich tych, których postawy i zachowania mogą obserwować dzieci od najmłodszych lat życia. Jako rodzice bowiem stajemy się pierwszymi i najważniejszymi wychowawcami swoich dzieci. W dużej mierze kształtujemy ich poglądy, stosunek do świata i wzór relacji z innymi ludźmi. Książka Roberta Fulghuma „Wszystkiego, co naprawdę trzeba wiedzieć, nauczyłem się w przedszkolu”  nie mówi wprost o wychowaniu, ale moim zdaniem wiele myśli w niej zawartych powinno stać się drogowskazem dla wszystkich rodziców.

Światowy bestseller, a ja…

​      Książkę Roberta Fulghuma poleciła mi osoba, która jest dla mnie autorytetem, więc zabrałam się za czytanie z zapałem. Dzieło tego amerykańskiego pastora jest zbiorem krótkich esejów, anegdot i opowiadań. Przez kilka pierwszych opowieści nie mogłam się jednak do niej przekonać, gdyż spodziewałam się jakichś rewolucyjnych tez (na co wskazywał moim zdaniem tytuł), a tymczasem autor opisał banalne historyjki z życia codziennego, niemające dla innych znaczenia,  co gorsze – poza wypisaniem zbioru zasad na pierwszych stronach książki – nie odwołując się w nich w żaden sposób do wieku przedszkolnego.
Książkę odłożyłam na półkę. I tak minęło trochę czasu, jednak czułam, że powinnam po nią sięgnąć, bo być może kilka stron dalej dotrę do sedna, przeczytam najważniejszą myśl. Był schyłek lata i w końcu trochę ustąpiły upały. Siedziałam więc na tarasie i wsłuchiwałam się w szum drzew. Czytałam kolejne rozdziały „Wszystkiego, co naprawdę trzeba wiedzieć, nauczyłem się w przedszkolu” i ciągle biłam się z myślami, czy polecać ją innym. Czekałam, aż dokonam odkrycia: „ach!… więc to tak”. Przewracałam kolejne strony, jednak nic takiego nie następowało. A jednak! Po czasie stwierdziłam, że „to nic” to właśnie sens,  gdyż życie jest zwyczajne i przyziemne (dosłownie!), i nie za często daje możliwość wydania z siebie okrzyku: „Eureka!”
Z czasem zaczęło docierać do mojej świadomości, że historie opisane przez Fulghuma  są ponadczasowe i uniwersalne. Tak jak zasady, których uczy się dziecko w przedszkolu. Zasady dobrego wychowania, funkcjonowania w społeczeństwie, normy moralne… Przyswojone w dzieciństwie, zostają na całe życie. „Zwracaj uwagę, jak cudowne jest wszystko, co ciebie otacza. Pamiętaj o maleńkim nasionku w styropianowej doniczce, które się zakorzenia, rośnie, ale tak naprawdę nikt nie wie, jak to się dzieje i dlaczego, a z nami wszystkimi jest podobnie” – pisze autor.
      ​Uświadomiłam sobie również, że to nie jest książka, którą czyta się jednym tchem. Wymaga ona przerw na refleksję, uczy pozytywnego spojrzenia na świat, a więc często uczy nas po prostu nowego spojrzenia na świat (tak, w moim przypadku!). Nie chcę tutaj przywoływać opisanych historii, gdyż najprawdopodobniej do każdego z nas przemówią zupełnie inne opowiadania, tak jak życie każdego z nas jest zupełnie inne. Odwołam się jednak do dwóch fragmentów.

Buduj relacje z ludźmi

​Poruszyła mnie historia o przywiązaniu do fryzjera, który ścinał Fulghumowi włosy raz w miesiącu przez kilkanaście lat, aż do momentu, gdy zmienił zawód. Autor opowiada o szacunku, jaki po pewnym czasie zaczął odczuwać względem tego człowieka, o budującej się więzi między nimi, o rozmowach i ważnej obecności takich ludzi w życiu drugiego człowieka. Wzbudziło to moją refleksję na temat tego, czy dzisiaj spotykamy takich ludzi i czy potrafimy budować takie relacje? Mam wrażenie, że to zjawisko jest charakterystyczne jedynie dla małych miasteczek, małych skupisk ludzkich, osieli, lokalnych sklepów (sama do takiego czasem zaglądam). Tego nie można doświadczyć w wielkich marketach, w miastach, gdzie wszyscy są anonimowi, gdzie wszyscy się spieszą, nie widzą przechodniów obok siebie, zamyśleni wsiadają do środków komunikacji miejskiej, gdzie nie podnoszą głowy znad swoich smartfonów. Życie toczy się w pędzie, wszystko wiruje dookoła, a prawdziwych relacji i prawdziwego bycia można doświadczyć jedynie po zwolnieniu, zatrzymaniu się na chwilę, pozwoleniu na „stratę czasu” na rozmowę o błahostkach z sąsiadem, znajomym. Slow down!

Nie poddawaj się!

​Poruszająca i motywująca jest również – znana przecież prawie wszystkim – historia Beethovena, który zupełnie głuchy, pokonał przeciwności losu i skomponował Dziewiątą symfonię. On ją wymyślił, nigdy jej nie słyszał. Dla Fulghuma jest to argument i antidotum na wszelkie smutki przychodzące na człowieka w chwilach poczucia niesprawiedliwości losu ( „Ten cały majestat, ten rwący strumień RADOŚCI i uniesienia wytrysnął ze smutków i trosk, z wielkich rozczarowań i frustracji, z bezdennej wiecznej ciszy”– pisze autor o Dziewiątej symfonii).

W wielu fragmentach Robert Fulghum dowodzi, że życie ludzkie, mimo iż bywa usiane zmartwieniami, przeciwnościami losu i zmierza nieuchronnie ku śmierci, jest jednak wielkim darem i warto cieszyć się jego każdą chwilą. Pokazuje, że człowiek potrafi zdobyć się na wielką odwagę i ma siłę, by realizować swoje marzenia. Podkreśla, że „(…) jeśli marzenia i serce idą w parze, a wyobraźnia potrafi wykorzystać to, co jest pod ręką, wszystko jest możliwe”. Parafrazując te słowa, osoba, która poleciła mi tę książkę mówiła zawsze: „Zostaliśmy wyposażeni we wszystko, co jest nam potrzebne, by osiągnąć to, o czym marzymy. Musimy jedynie pokonać bariery, które nakładamy sobie sami, które narzuca nam środowisko, wmawiając nam: To niemożliwe! To nie może się udać”. A przecież Beethowen pokazał, że nawet nie słysząc, można stworzyć arcydzieło.

A jednak wychowanie

​​     Zachęcam więc i Ciebie do przeczytania tej książki. Może znajdziesz w niej opowieść, która Cię zainspiruje, zmotywuje do zmiany spojrzenia na życie i świat. Może przypomnisz sobie to, co drzemie gdzieś w Twojej świadomości, a o czym w wirze życia często zapominasz, że najważniejsze są proste i podstawowe wartości przekazane dziecku, które później stają się jego fundamentem na całe życie. Może sama/sam wrócisz do tych wartości.
Kategorie
Blog

Prezenty na Dzień Babci i Dzień Dziadka, czyli kreatywne zabawy z dzieckiem

Ostatnio odwiedziła nas ciocia Justyna z JUST in GROW now  Jak to zazwyczaj bywa w jej przypadku, miała super pomysł na kreatywną zabawę rozwijającą zdolności manualne. Efekty naszej pracy możemy wykorzystać jako prezenty na Dzień Babci i Dzień Dziadka.

Czego potrzebujemy, by wykonać prezent na Dzień Babci?

​      Ciocia Justyna przyniosła do nas mnóstwo materiałów i postanowiliśmy zrobić ozdoby z porcelany. Wykorzystaliśmy dwa rodzaje masy. Jedną gotową, kupioną w Action (widoczna jest na zdjęciach poniżej) i drugą, zrobioną samodzielnie. Do przygotowania masy wykorzystaliśmy skrobię ziemniaczaną i klej PVA w proporcjach 2:1 oraz po dwie łyżki soku z cytryny i oliwki (zwykłej, pielęgnacyjnej dla dzieci). Dodaliśmy również białą farbę akrylową w celu zabarwienia masy.
Ciocia udziela instrukcji, co i jak…

Kreatywna zabawa i ćwiczenie motoryki


​      Mąkę, klej, sok z cytryny i oliwkę podgrzaliśmy, aby składniki dobrze się wymieszały. To jednak nie wystarczyło, masę trzeba było jeszcze wyrobić w dłoniach obficie smarowanych kremem Nivea (masa na początku jest bardzo klejąca). Wyrabianie ciasta to coś, co Tygryski lubią najbardziej, więc dla Jasia była to doskonała zabawa.  Gdy osiągnęliśmy już gładkość i pożądaną konsystencję porcelany, odłożyliśmy ją do lodówki, aby odpoczęła.
 Z gotowej masy poodciskaliśmy w formach różne elementy roślinne, kwiaty i listki, które następnie pozostawiliśmy do wyschnięcia. Oczywiście z porcelany można wykonać mnóstwo innych ozdób, również bez użycia foremek, nam jednak nie wystarczyło już na to czasu.
Suche elementy pomalowaliśmy farbami akrylowymi i ułożyliśmy w kompozycję kwiatową razem z wazonem wykonanym z kolorowego filcu. Wszystko przykleiliśmy do deseczki oklejonej filcem (w przypadku braku deseczki można wykorzystać tekturę). Wykorzystaliśmy klej introligatorski Magic. Pozostało nam jeszcze przyklejenie z tyłu zawieszek i prezenty będą gotowe.
Mamy nadzieję, że się spodobają.
Ta dam… 🙂 Gotowe!
Prezenty i laurki zazwyczaj są dostosowane do możliwości i wieku dziecka. Dwa lata temu przedstawialiśmy propozycję dla nieco młodszych dzieci. Można o tym przeczytać TUTAJ 🙂
Kategorie
Blog

Wielkanoc – czy masz już pomysł na własnoręcznie wykonane ozdoby świąteczne?

Po kilku dniach pięknej wiosennej pogody znowu pojawiły się deszcze, wiatr i niska temperatura, co zatrzymało nas w domu.  Nie  zmarnowaliśmy jednak czasu, gdyż postanowiliśmy go wykorzystać kreatywnie, wykonując własnoręcznie ozdoby świąteczne. Wielkanoc bowiem już tuż-tuż.
​   Myślę, że korzyścią płynącą ze wspólnych zabaw plastycznych z dwulatkiem jest nie tylko wykonanie dekoracji świątecznych, unikanie nudy poprzez zapewnienie dziecku ciekawego zajęcia ale i wspieranie rozwoju manualnego i motorycznego malucha oraz rozwój jego (i mamy) kreatywności.

Wielkanocne pisanki z plasteliny


​   Tym razem na ozdoby świąteczne, które można bardzo tanio wykonać, wybraliśmy pisanki. Pierwsza wersja, to pisanki, które można zawiesić na gałązkach bazi (w tym roku jest już na nie za późno) albo na gałązkach budzących się do życia drzew, wypuszczających pierwsze listki czy pąki kwiatów.
   Aby wykonać te ozdoby, potrzebnych było kilka lub kilkanaście styropianowych jajek i plastelina.
W pierwszej kolejności pokryliśmy jajka cienką warstwą plasteliny. Jak się okazało, gdy plastelina robiła się za ciepła od rąk, nie chciała się trzymać jajek, więc najlepiej pokrywać jajka szybko i sprawnie, zawsze w jednym kierunku, a gdyby plastelina zaczęła się odklejać, odczekać chwilę, aby zrobiła się zimna.
Następnie wykonaliśmy z plasteliny różne kolorowe wzory: kwiaty, cienkie wałki – nitki i kropki. Aby wykonać kwiaty zrobiliśmy kilka nitek plasteliny i uformowaliśmy z nich wałek w kształcie kwiatu, a następnie pokroiliśmy go na kilkanaście cienkich plastrów. Do tej czynności potrzebny jest bardzo ostry nóż i schłodzona plastelina. W innym wypadku wałek będzie się deformował pod naciskiem noża (oczywiście tę czynność mogą wykonać tylko dorośli, zabawa ostrym nożem mogłaby być bardzo niebezpieczna dla dziecka).
Innym sposobem zrobienia kwiatków może być lepienie małych kulek i łączenie płatków dookoła żółtej plastelinowej kulki. W tym sposobie nie trzeba używać noża, ale jest on bardziej czasochłonny.
Gdy mieliśmy już wykonanych trochę ozdób, dołączyliśmy je do pokrytych plasteliną styropianowych jajek. Jaś lubi bawić się plasteliną, więc chętnie lepił kulki i przyklejał wszystkie elementy na jajka.

Ozdoby Wielkanocne z papieru

​  Drugą wykonaną przez nas ozdobą świąteczną była girlanda z pisanek i zajączków. Materiały, które były potrzebne do jej wykonania to: blok techniczny, klej w płynie (nietoksyczny), różnokolorowe wstążeczki ( można też użyć innych materiałów, np.  pasków  z papierów ozdobnych czy papieru kolorowego) oraz kawałek tektury i nożyczki.
Kartkę z bloku technicznego posmarowałam płynnym klejem, a następnie na tę kartkę Jaś ponaklejał kolorowe wstążki. Nie ingerowałam w kompozycję, trochę tylko pomagałam w dokładnym przyłożeniu wstążki do kartki. W miejscach, w których wstążki się przecinają, należy dodać dodatkową warstwę kleju na materiał znajdujący się pod spodem, aby później, przy wycinaniu, wstążka znajdująca się na górze nie odpadła.
Gdy już nakleiliśmy wszystkie wstążki, odłożyliśmy karton, aby wyschnął, a w tym czasie ja wydrukowałam wzory jajka i zajączka (zrobione w prostym programie graficznym) i wycięłam je na kawałku tektury. Następnie odrysowałam te wzory na odwrocie kartki z naklejonymi wstążkami i wycięłam.
Powstało sporo różnokolorowych pisanek i zajączków, które nawlekłam na nitkę. W ten sposób powstała ciekawa świąteczna girlanda, którą można ozdobić pokój dziecinny lub inne miejsce.
Kategorie
Podróże

Pszczyna – Perła Górnego Śląska

Zespół pałacowo-parkowy w Pszczynie
Jedna z ostatnich lutowych niedziel zachęciła nas prawie wiosennym słońcem do przedobiedniego spaceru po Pszczynie, która często nazywana jest Perłą Górnego Śląska. Okazało się, że nie tylko my mieliśmy taki pomysł, więc musieliśmy przejechać kilka uliczek w poszukiwaniu wolnego miejsca parkingowego. W końcu jednak udało nam się zaparkować niedaleko centrum.
Kamienice przy rynku w Pszczynie
Rynek w Pszczynie
Rynek w Pszczynie. Na pierwszym planie Ratusz i przylegający do niego kościół ewangelicki
Pszczyna. Brama Wybrańców a za nią pałac

Naszą wycieczkę rozpoczęliśmy od rynku, przy którym można zobaczyć kilka ciekawych, zadbanych kamienic z XVIII i XIX w. (np. ratusz, Frykówkę). Przy rynku i w jego pobliżu znajduje się kilka restauracji, w których można odpocząć po dłuższym spacerze, my jednak tym razem nie skorzystaliśmy z żadnej, gdyż zależało nam na wykorzystaniu słonecznych chwil na świeżym powietrzu. Następnie przechodząc obok ławeczki księżnej Daisy (Marii Teresy Oliwii Hochberg von Pless) doszliśmy do Bramy Wybrańców, która prowadzi do zamku i parku.

Ławeczka księżnej Daisy
Wejście na teren parku przez Bramę Wybrańców
Liczne, utworzone na rzece Pszczynka stawy, tworzą jeden z elementów parku krajobrazowego w stylu angielskim

Liczne alejki, przy których rosną okazałe drzewa (niektóre pamiętające czasy Puszczy Pszczyńskiej), urocze zakątki z widokiem na stawy pełne kaczek i na pałac, mosty i kilka budowli w stylu ogrodu angielskiego, okazały się w sam raz na leniwą przechadzkę z wózkiem.
​  Tego dnia można było zaobserwować potyczki zimy z wiosną. Ciepłe promienie słoneczne i ożywione ptactwo kontrastowały z niektórymi, jeszcze zamarzniętymi stawami czy miejscami z oszronioną trawą.

Rozłożysty platan, a za nim liczne drzewa, rosnące przy alejach parkowych. Niektóre z nich mają po kilkaset lat i pamiętają czasy rosnącej w tym miejscy Puszczy Pszczyńskiej

Zamarznięty staw w parku pszczyńskim
Jeden ze stawów w parku w Pszczynie

Najbardziej urzekł mnie zakątek widoczny na zdjęciach powyżej: mały staw, prawie w całości zamarznięty, z dużym platanem na przeciwległym brzegu. Drzewo sprawiało wrażenie, jakby odwróciło swoją twarz w stronę słońca, rozłożyło ręce i z wielką radością czerpało ciepło i życiodajną energię naszej najbliższej gwiazdy.

Zespół pałacowo-parkowy w Pszczynie
Pałac w Pszczynie
Herbaciarnia w parku pszczyńskim

Ogród w stylu angielskim. Park w Pszczynie
Park w Pszczynie obfituje w liczne romantyczne zakątki z pięknymi widokami
Pszczyński ogród w stylu angielskim zgodnie z założeniami ma zachowywać naturalność i spójność krajobrazu
Zamek pszczyński swój obecny kształt architektoniczny w stylu neobarokowym zyskał w latach 1870-1876 na skutek przebudowy, której dokonali książęta Hochberg von Pless z Książa (ten zamek również polecam, ale o tym innym razem). W zamku do dzisiaj zachowało się  oryginalne wyposażenie i meble, dzięki czemu jest on jednym z najcenniejszych zabytków architektury rezydencjonalnej w Polsce. Obecnie znajduje się w nim muzeum.
​  Z innych ciekawych miejsc w Pszczynie można jeszcze wymienić zagrodę żubrów, usytuowaną w niewielkiej odległości od  parku zamkowego oraz skansen Zagroda Wsi Pszczyńskiej.

Rozległa polana w środkowej części Parku Zamkowego w Pszczynie
Zamek w Pszczynie

 

Kategorie
Blog

Dolina Mnikowska – małe jest piękne!

Dolina Mnikowska i płynący przez nią potok Sanka

Po prawie dwóch miesiącach ciągłego leczenia przeziębień, w końcu, w połowie lutego, udało nam się wybrać na krótką, niedzielną wycieczkę. Dolina Mnikowska, którą odwiedziliśmy, jest miejscem w sam raz na leniwy godzinny spacer w towarzystwie ciepłych promieni południowego słońca.

Tablice informacyjne rezerwatu przyrody
Zejście do Doliny Mnikowskiej od strony parkingu

Dolina Mnikowska to malowniczy wąwóz krasowy długości ok. 2 km, stanowiący odcinek Doliny Sanki, znajdującej się w pobliżu miejscowości Czułów i Mników, na terenie Tenczyńskiego Parku Krajobrazowego. Miejsce to oddalone jest zaledwie 20 km od centrum Krakowa.

Skały wznoszące się nad potokiem Sanka w północno-zachodniej części doliny Mnikowskiej

Tym razem nasz spacer po dolinie ograniczył się mniej więcej do połowy jej długości, do polany z ławeczkami i skalnym obrazem. Z parkingu  (mieszczącego się przy północnym wylocie doliny) do polany spokojnie można dojechać wózkiem lub przejść spacerem z maluchem. Dalsza część trasy jest już węższa i dla spacerujących z wózkiem może okazać się niewygodna. Tego akurat dnia niewielkim problemem było oblodzenie ścieżki, spowodowane topniejącym i z powrotem zamarzającym śniegiem. Najgorzej było na początku, gdzie ścieżka schodziła w dół, na dalszym odcinku nie trzeba było już tak uważać.

Początek Doliny Mnikowskiej od strony północno-zachodniej
Potok Sanka i wapienne skały w Dolinie Mnikowskiej

Dnem dolinki płynie niewielki potok Sanka, a szmer jego wody, tworzącej zakola i maleńkie stopnie wodne, prawie cały czas towarzyszy spacerującym. Po obydwu stronach potoku i równocześnie ścieżki spacerowej i rowerowej wznoszą się, nawet do 80 m, różnorodne formacje skalne. Skały są bardzo strome i w niektórych miejscach tworzą pionowe, prawie gładkie ściany. Wzdłuż potoku rosną przeważnie stare drzewa liściaste: graby, buki, olchy, klony i inne.

Wijący się przez Dolinę Mnikowską potok Sanka i wapienne skały

Różnorodne formy skalne w Dolinie Mnikowskiej

Skała niczym okręt
Pionowa ściana wapiennej skały

W środkowej części rezerwatu znajduje się polana, z której widać namalowany wysoko na skale obraz Matki Bożej Skalskiej. Pierwotna jego wersja, autorstwa Walerego-Eljsza Radzikowskiego, pochodziła z 1863 r.  Źródła podają dwie legendy dotyczące jego powstania. Jedna z nich mówi o namalowaniu obrazu z inicjatywy zamieszkującej w Krzeszowicach hrabiny Potockiej, która po wyzdrowieniu córki z ciężkiej choroby, kazała namalować na skale wizerunek Matki Bożej. Druga głosi, że obraz polecili namalować wdzięczni za ocalenie uczestnicy powstania styczniowego. Obok obrazu znajduje się wylot jaskini długości 82 m, w której to mieli ukryć się powstańcy.

Wizerunek Matki Bożej Skalskiej namalowany na skale
Różnorodne formy skalne w Dolinie Mnikowskiej
Zwiastun wiosny – kwiat leszczyny

 

 

 

Potok Sanka

Dolina Mnikowska mimo swojej niewielkiej powierzchni jest bardzo urokliwym i ciekawym miejscem. Poza interesującymi formami skalnymi możemy w niej zobaczyć źródło wypływające spod wapiennej skały w północno-zachodniej części doliny, około 10 jaskiń oraz wiele chronionych gatunków roślin. Jest to miejsce piękne i romantyczne, jedynym minusem są kontrastujące z ciszą i delikatnym szmerem wody odgłosy przelatujących nisko samolotów pasażerskich, startujących na pobliskim lotnisku w Balicach.

Różnorodność formacji skalnych w Dolinie Mnikowskiej
Skały, potok i grąd – Dolina Mnikowska
Kategorie
Blog

Walentynkowe ozdoby – zrób je sam!

Walentynkowe serca malowane farbami akrylowymi

 

Nie jestem zwolenniczką skomercjalizowanych Walentynek, denerwuje mnie ilość gadżetów, która pojawia się w sklepach przed tym dniem oraz wszechobecna czerwień,  ale uważam, że sama idea jest dobra. Ten i inne szczególne dni, takie jak Dzień Matki, Dzień Babci i Dziadka, mobilizują nas do zatrzymania się na chwilę w tym zabieganym świecie i spędzenia więcej czasu z najbliższymi. Dodałabym do tego jeszcze Dzień Przyjaciela (lub Dzień Przyjaźni) choć w Polsce nie mówi się o nim tak wiele i nie wiem dokładnie, kiedy jest obchodzony, gdyż spotkałam się z dwoma datami: 9 czerwca i 30 lipca.
    Z okazji tegorocznych Walentynek postanowiliśmy zrobić kilka ozdób. Samą metodę można wykorzystać nie tylko do tego tematu, myślę też, że ozdoba  nie musi zniknąć tuż po Walentynkach, gdyż ten motyw jest zawsze aktualny.
Rzeczy potrzebne do wykonania Walentynek: farby, tektura, szablony

 

Serca wycięte z tektury
Do wykonania Walentynek potrzebne nam będą farby akrylowe, kubeczki do mieszania farb, tektura lub deseczki, wykałaczki lub jakieś inne patyczki i ewentualnie łyżeczki (ja użyłam ich do rozrabiania farb). Zastanawiałam się, gdzie kupię farby akrylowe, gdyż w pobliżu nie mam sklepu z artykułami plastycznymi, a w przeciętnych sklepach papierniczych zazwyczaj dostępne są tylko plakatówki i akwarele. Tak się jednak złożyło, ze były… w Lidlu (czego tam nie można znaleźć 😉). Jeśli jednak ktoś jest z mojej miejscowości, to już ich tam nie znajdzie, gdyż kupiłam ostatnie opakowanie.
W programie Paint, który większość z nas ma zainstalowany w oprogramowaniu komputera (ale równie dobrze może być każdy inny), zrobiłam szablony serc, które następnie odrysowałam na tekturze i wycięłam.
Farby akrylowe przygotowane do malowania ozdób walentynkowych
Gdy miałam przygotowane wszystkie tekturki, zaczęłam w kubeczkach mieszać farby.  Ponieważ udało mi się kupić zestaw farb jedynie w podstawowych barwach, inne kolory musiałam stworzyć sama. Do farb, które są dosyć gęste, należy dodać trochę wody. Eksperymentowałam z tą wodą, gdyż nigdy na żywo nie widziałam wykonania prac tą techniką. Koleżanka wytłumaczyła mi, że farby powinny mieć konsystencję śmietany 18% lub nie nazbyt płynnego jogurtu. Chyba taką konsystencję zrobiłam, choć w pewnym momencie miałam wrażenie, że jednak moje mieszanki były za gęste, gdyż nie rozlewały się ładnie. Ale o rozlewaniu będzie na końcu.
Z tej mieszanki powstaną piękne wzory na walentynkowych ozdobach

Rozrobione farby (w kolorach, których chciałam użyć), zaczęłam przelewać warstwami do jednego naczynia. Nie musimy mieć farb w poszczególnych kolorach w takich samych ilościach. Proporcje możemy ustalić sami i w ten sposób zdecydować, jaki kolor ma być dominujący ( i jego powinno być najwięcej), a który ma stanowić jedynie niewielką domieszkę.

Serca ułożone w formie
Mieszanka farb

W tak zwanym międzyczasie wzięłam dwie duże blachy z piekarnika i włożyłam je do foliowych worków na śmieci, aby nie mieć później problemów z ich umyciem. Rozłożyłam przygotowane tekturki i rozlałam na nich farby. Wydaje mi się, że rozlewałam je trochę za szybko, gdyż w wielu miejscach utworzyła mi się tylko cienka strużka. Ponieważ warstwa farby była dosyć gruba, ok. 4 mm, zaczęłam ją rozciągać wykałaczką (przy dużym zaangażowaniu Jasia), by pokryła całą powierzchnię tektury. Przy rozciąganiu utworzyły się marmurkowe wzory. Myślę, że gdyby farba była trochę bardziej płynna, mogłabym ją łatwiej rozlać.

 

Obraz
 

Obraz
Obraz
Rozlana farba (być może trochę za gęsta) musi być rozciągnięta za pomocą wykałaczki
Obraz
Już cała powierzchnia pokryta jest farbą. Można eksperymentować z gęstością, jeśli zależy nam, by farba rozlała się w większym stopniu
 Formy odłożyłam w bezpieczne miejsce, aby farby mogły wyschnąć, co trochę trwało, gdyż wykonane przeze mnie serca pokrywała jej spora warstwa.
Przy przygotowaniu większej ilości farby radzę uchylić okno, aby dziecko nie wdychało oparów.
  Dziękuję Justynie, bardzo kreatywnej i uzdolnionej plastycznie koleżance, która podsunęła mi ten pomysł i telefonicznie, ze wszystkim szczegółami, wytłumaczyła sposób wykonania pracy 😊.
A oto efekty: walentynkowe serca z fantazyjnymi wzorami.
W sercach można zrobić dziurki i za pomocą wstążki zawiesić je pod lampą, na drzwiach lub w innym dowolnym miejscu.
Serce na Walentynki
Kategorie
Podróże

Jakiego zwierzęcia najprawdopodobniej nie zobaczymy w zoo?

Pingwin magellański

W tym roku zaplanowaliśmy kilka zimowych wycieczek, jednak choroby zatrzymały nas w domu. Gdy jedno z nas zdrowiało, to drugie zaczynało chorować i tak minęła nam połowa zimy. Liczę jednak na to, że mimo wszystko uda nam się jeszcze zrealizować choć część naszych planów. Siedząc w domu w te długie, zimowe, uprzykrzone katarem wieczory, zaczęłam przeglądać zdjęcia i trafiłam na plik ze wspomnieniami z wizyty w zoo, która miała miejsce kilka miesięcy temu. Wspomnienia tej wycieczki doprowadziły mnie do powtarzającej się już wielokrotnie w przeszłości refleksji, dotyczącej kontaktów maluchów, urodzonych w drugiej dekadzie XXI wieku, ze zwierzętami. Brzmi to trochę kosmicznie, ale sprawa chyba powoli staje się kosmiczna.

Pingwiny
Przed zagrodą słoni
 Z jakimi zwierzętami Wasze dzieci mają kontakt? Mój prawie dwulatek z kotem i psem. Jednak nie na własnym podwórku. Niekiedy obserwuje ptaki siedzące na drzewach i przylatujące do karmnika, o czym pisałam ostatnio. Myślę, że podobna sytuacja ma miejsce w przypadku większości dzieciaków. Czasem w domach pojawiają się jeszcze rybki (chociaż to chyba zwierzęta królujące w naszym dzieciństwie – bo kto nie miał lub nie chciał mieć akwarium?), papugi, chomiki czy myszki. W parkach miejskich można zobaczyć wiewiórki, gołębie, ptaki z rodziny krukowatych, kaczki i łabędzie, a na łąkach i polach bociany i sarny. I na tym chyba kończy się lista zwierząt, które nasze dzieci mogą spotkać. Aha! zapomniałam, że jeszcze można zobaczyć konie w stadninie i owce, np. przed wejściem do Doliny Chochołowskiej oraz mewy w miejscowościach nadmorskich.
​   Nie jest to długa lista, dlatego uważam, że warto umożliwić dzieciom poznawanie różnych gatunków zwierząt, a z pomocą mogą nam przyjść tutaj ogrody zoologiczne i gospodarstwa agroturystyczne. Niestety w tym drugim przypadku bardzo duży procent obiektów zapewnia kontakt jedynie z psami lub kotami, lub nosi taką nazwę z powodu lokalizacji na wsi, jednak nie posiada zwierząt.
Żyrafa
Żyrafa

​Zoo to miejsce, do którego warto się wybrać z dzieckiem w każdym wieku i każdą porą roku. Trochę odwlekałam moment wizyty w ogrodzie zoologicznym, nie wiedząc, czy Janek z niej skorzysta, ale gdy w końcu się wybraliśmy ( gdy miał 18 miesięcy) zobaczyłam, że niektórymi zwierzętami był naprawdę zainteresowany.

W Polsce jest około 26 ogrodów zoologicznych wpisanych na oficjalny wykaz podany przez Generalną Dyrekcję Ochrony Środowiska. My odwiedziliśmy zoo w Krakowie. Myślę, że wybierzemy się również do zoo we Wrocławiu, które po pierwsze jest najstarszym zoo w Polsce, a po drugie ma największą liczbę gatunków zwierząt.

Zoo w Krakowie nie zajmuje dużej powierzchni, więc było w sam raz, żeby je zwiedzić pomiędzy śniadaniem a obiadkiem i poobiednią drzemką. Kolejnym plusem jest usytuowanie ogrodu, który mieści się na terenie Lasu Wolskiego, więc jest tam dużo zieleni i nie słychać odgłosów dużego miasta. Na zwiedzanie wybraliśmy się w środku tygodnia na początku września i to był strzał w dziesiątkę, gdyż turystów było naprawdę niewielu i dzięki temu dzieci mogły swobodnie pobiegać po alejkach. Nie było również problemu z parkingiem. Udało nam się zaparkować w pobliżu bramy wejściowej.  Gdy w zoo jest więcej turystów, trzeba parkować na dolnym parkingu, z którego pieszo lub autobusem trzeba dotrzeć do bramy wejściowej.

Surykatka
Alpaka
Największą radość w czasie wizyty w zoo sprawiły Jasiowi surykatki, a największe wrażenie zrobiła na nim żyrafa. Lwu przyglądał się z zainteresowaniem, natomiast na alpakę nie chciał nawet spojrzeć. Ciekawe dlaczego?
​A jakiego zwierzęcia najprawdopodobniej nie spotkamy w zoo? Co gorsza, nie spotkamy go nawet na wsi, gdzie teoretycznie powinno być powszechne. Niestety w ostatnich latach nawet na wsi trudno spotkać zwierzęta, gdyż z powierzchni ziemi praktycznie zniknęły małe gospodarstwa. Zostały tylko wielkie hodowle. Uczymy nasze kilkunastomiesięczne maluchy: „ Piesek – hau, kotek – miau, krowa – muu…” A które dziecko widziało krowę?
Zebry
Szympans. Ten widok mnie zasmucił, ponieważ gdy większość zwierząt ma raczej duże wybiegi, szympans na swoim niewielkim terytorium ma zaledwie suchy konar i niewielką gałąź z liśćmi; i właściwie nie ma co z sobą zrobić.
Kategorie
Blog

Dlaczego i w jaki sposób rodzic powinien mówić swojemu dziecku NIE – Jesper Juul „NIE z miłości”

Jesper Juul, duński terapeuta rodziny i pedagog, jest autorem książki „NIE” z miłości. Mądrzy rodzice – silne dzieci, którą chciałabym polecić każdemu z rodziców. Gdy sobie tak myślę, co napisać o tej książce, to dochodzę do wniosku, że najchętniej zacytowałabym ją w całości, gdyż zawiera w sobie tyle praktycznych i ważnych myśli i założeń, że każdy powinien ją poznać. Skoro jednak nie mogę przepisać tutaj całej książki, postaram się ukazać jej najważniejsze myśli i przesłanie, a wszystkich zachęcam do lektury.

Niemowlęta

Obraz

Czy można mówić NIE niemowlęciu?

Na tym etapie rozwoju RODZICE MUSZĄ ZASPOKAJAĆ POTRZEBY DZIECKA często kosztem własnych potrzeb

  JEDNAK

RODZICE NIE MOGĄ CAŁKOWICIE ZREZYGNOWAĆ ZE SWOICH POTRZEB, gdyż przez to zachwieje się ich przywódcza rola w rodzinie!

Dorosłych, rezygnujących z własnych potrzeb dopada FRUSTRACJA, a winę za to zrzucają na dziecko, więc już w tym wieku może pojawić się konflikt dziecko-rodzice.

Każdy członek rodziny powinien być darzony takim samym szacunkiem, ale nie wynika z tego, że wszyscy członkowie rodziny mają takie same prawa i obowiązki.

Dzieci w wieku od roku do pięciu lat

CZĘSTO RODZICE MYLĄ MIŁOŚĆ Z OBSŁUGĄ.
To największy błąd popełniany przez rodziców dzieci w wieku 1 -5 lat. Rodzice stają się służącymi, by uchylić swoim dzieciom nieba, jednak po pewnym czasie zaczynają się dusić w tej roli. Dzieci z kolei stają się „zimne” i żądają coraz więcej usługiwania.

DZIECI CZĘSTO PRZEKRACZAJĄ GRANICE USTALANE PRZEZ RODZICÓW,  ale przez to uczą się tego, co się rodzicom podoba, a co nie. „Ten proces nauki wymaga przede wszystkim jednoznacznych sygnałów ze strony rodzica
i ciągłych powtórzeń. Odpowiedzi i reakcje muszą być tak jasne, jak tylko to możliwe. Matka i ojciec powinni także wykazać się cierpliwością i dać dziecku czas na utrwalenie zdobytej wiedzy. Może to zająć zarówno kilka dni, jak i kilka lat. Im więcej będziemy dzieci łajać i krytykować, tym dłużej to będzie trwało.”*

Obraz

DZIECI NIE ROZRÓŻNIAJĄ TEGO, NA CO MAJĄ OCHOTĘ OD TEGO, CZEGO NAPRAWDĘ POTRZEBUJĄ. To rodzice muszą być świadomi tej różnicy. „Dziecka nie da się rozpieścić dawaniem mu za dużo tego, czego naprawdę potrzebuje. Rozpieszczone dzieci to te, które nie potrafią zaakceptować słowa NIE. Liczą, że ich życzenia będą natychmiast spełniane – i zachowują się roszczeniowo. Jednak tak rozwijają się tylko te dzieci, które dostają za dużo tego, co niepotrzebne”.*

Dzieci w wieku 10-14 lat

Obraz

Dzieci w wieku przednastoletnim zaczynają kierować się zasadami swoich rówieśników. Nie oznacza to, że rodzice całkowicie tracą kontrolę nad nimi, ale DZIECI W TYM WIEKU MUSZĄ NAUCZYĆ SIĘ ŻYĆ CZĘSTO Z DWOMA SYSTEMAMI WARTOŚCI (systemem wartości rodziców
i systemem wartości rówieśników).

NA DZIECI W TY

M WIEKU NIE DA SIĘ DZIAŁAĆ NAKAZAMI I ZAKAZAMI. Mimo to w świadomości tych dzieci DUŻĄ ROLĘ ODGRYWAJĄ WARTOŚCI I POSTAWY RODZICÓW. Przez dziesięć lat rodzice byli w centrum działań i uwagi dzieci, a teraz stają się przeszłością, a dzieci idą w przyszłość. W tej sytuacji rodzice muszą zaakceptować nieuchronność konfliktów z nastolatkiem, ale równocześnie pozostać przy swoich wartościach.
Kiedy dzieci mają 10-14 lat, rodzice powinni próbować nieco inaczej postrzegać swoją odpowiedzialność. „Od tej pory będą bardziej funkcjonowali jako „sparingpartnerzy” – czyli partnerzy, którzy w celach treningowych stawiają dzieciom maksymalny opór, ale wyrządzając jak najmniejszą szkodę.”*

Nastolatki

Młodzież w wieku ok. 15 lat powinna już uczyć się ODPOWIEDZIALNOŚCI ZA SIEBIE I SWOJE CZYNY, więc wymuszanie na osobach w tym wieku jakiejkolwiek decyzji byłoby niemądre. Można przekonywać, by nastolatek podejmował decyzje zgodne z wolą rodziców, ale nie można tego wymuszać, gdyż to przyniosłoby odwrotny efekt.

Nie można doprowadzić do takiej sytuacji, że relacje w rodzinie staną się jednym wielkim konfliktem. W tym wieku najważniejsze jest przywrócenie właściwych relacji z dzieckiem i okazanie zaufania, którego nastolatki tak bardzo potrzebują. GDY RODZICE TRAKTUJĄ SWOJE DZIECI Z SZACUNKIEM, CZĘSTO UDAJE IM SIĘ SPRAWIĆ,
ŻE DZIECI ROBIĄ TO, O CO PROSZĄ RODZICE.

Obraz
Kierowane do dziecka NIE powinno mieć charakter osobisty i nie może zawierać w sobie agresji i krytyki. NIE powinno wypływać z naszych przekonań, doświadczeń, uczuć i granic. Dzieci, wobec których stosuje się takie NIE, szybko nauczą się rozpoznawać potrzeby i granice innych ludzi.

„NAJLEPSZYM PREZENTEM, JAKI RODZICE MOGĄ DAĆ DZIECKU, JEST ŚWIADOMOŚĆ, ŻE MYŚLĄ TO, CO MÓWIĄ I MÓWIĄ TO, CO MYŚLĄ.” ​*

*  Jesper Juul „NIE” z miłości. Mądrzy rodzice – silne dzieci,
Kategorie
Blog

Dokarmianie ptaków zimą – naucz dziecko szacunku do przyrody i dbania o zwierzęta.

Dzięcioł duży – dzisiejszy gość w naszym ogrodzie

Karmnik postawiliśmy, gdy pojawił się pierwszy śnieg, ale w tym roku, w przeciwieństwie do ubiegłego, niewielu ptasich gości go odwiedziło. Dzisiaj jednak, prawdopodobnie na skutek nagłego ataku zimy po wczorajszych roztopach, w naszym karmniku pojawił się dzięcioł. Nie było go tutaj od zeszłorocznej zimy, więc bardzo się ucieszyłam, gdy go zobaczyłam. Ucieszył się również Jaś, który na jego widok przywarł nosem do szyby i z zaciekawieniem go obserwował. Później jednak zastukał radośnie w okno, na skutek czego spłoszony ptak odleciał. To krótkie wydarzenie pozwoliło mi na wyjaśnienie Jasiowi, że przy ptakach trzeba być cicho i trzeba je dokarmiać, by mogły przetrwać zimę. Nie wiem, ile z tego zrozumiał, ale wiem, że lekcja ta powtórzy się jeszcze wiele razy i na pewno przyniesie efekt w przyszłości. „Czego Jaś się nie nauczy, tego Jan nie będzie umiał” 😊

Dzięcioł duży, najliczniejszy i najpowszechniejszy z polskich dzięciołów
Lekcja o dokarmianiu ptaków