W tym roku zaplanowaliśmy kilka zimowych wycieczek, jednak choroby zatrzymały nas w domu. Gdy jedno z nas zdrowiało, to drugie zaczynało chorować i tak minęła nam połowa zimy. Liczę jednak na to, że mimo wszystko uda nam się jeszcze zrealizować choć część naszych planów. Siedząc w domu w te długie, zimowe, uprzykrzone katarem wieczory, zaczęłam przeglądać zdjęcia i trafiłam na plik ze wspomnieniami z wizyty w zoo, która miała miejsce kilka miesięcy temu. Wspomnienia tej wycieczki doprowadziły mnie do powtarzającej się już wielokrotnie w przeszłości refleksji, dotyczącej kontaktów maluchów, urodzonych w drugiej dekadzie XXI wieku, ze zwierzętami. Brzmi to trochę kosmicznie, ale sprawa chyba powoli staje się kosmiczna. Z jakimi zwierzętami Wasze dzieci mają kontakt? Mój prawie dwulatek z kotem i psem. Jednak nie na własnym podwórku. Niekiedy obserwuje ptaki siedzące na drzewach i przylatujące do karmnika, o czym pisałam ostatnio. Myślę, że podobna sytuacja ma miejsce w przypadku większości dzieciaków. Czasem w domach pojawiają się jeszcze rybki (chociaż to chyba zwierzęta królujące w naszym dzieciństwie – bo kto nie miał lub nie chciał mieć akwarium?), papugi, chomiki czy myszki. W parkach miejskich można zobaczyć wiewiórki, gołębie, ptaki z rodziny krukowatych, kaczki i łabędzie, a na łąkach i polach bociany i sarny. I na tym chyba kończy się lista zwierząt, które nasze dzieci mogą spotkać. Aha! zapomniałam, że jeszcze można zobaczyć konie w stadninie i owce, np. przed wejściem do Doliny Chochołowskiej oraz mewy w miejscowościach nadmorskich. Nie jest to długa lista, dlatego uważam, że warto umożliwić dzieciom poznawanie różnych gatunków zwierząt, a z pomocą mogą nam przyjść tutaj ogrody zoologiczne i gospodarstwa agroturystyczne. Niestety w tym drugim przypadku bardzo duży procent obiektów zapewnia kontakt jedynie z psami lub kotami, lub nosi taką nazwę z powodu lokalizacji na wsi, jednak nie posiada zwierząt.
Zoo w Krakowie nie zajmuje dużej powierzchni, więc było w sam raz, żeby je zwiedzić pomiędzy śniadaniem a obiadkiem i poobiednią drzemką. Kolejnym plusem jest usytuowanie ogrodu, który mieści się na terenie Lasu Wolskiego, więc jest tam dużo zieleni i nie słychać odgłosów dużego miasta. Na zwiedzanie wybraliśmy się w środku tygodnia na początku września i to był strzał w dziesiątkę, gdyż turystów było naprawdę niewielu i dzięki temu dzieci mogły swobodnie pobiegać po alejkach. Nie było również problemu z parkingiem. Udało nam się zaparkować w pobliżu bramy wejściowej. Gdy w zoo jest więcej turystów, trzeba parkować na dolnym parkingu, z którego pieszo lub autobusem trzeba dotrzeć do bramy wejściowej. Największą radość w czasie wizyty w zoo sprawiły Jasiowi surykatki, a największe wrażenie zrobiła na nim żyrafa. Lwu przyglądał się z zainteresowaniem, natomiast na alpakę nie chciał nawet spojrzeć. Ciekawe dlaczego? A jakiego zwierzęcia najprawdopodobniej nie spotkamy w zoo? Co gorsza, nie spotkamy go nawet na wsi, gdzie teoretycznie powinno być powszechne. Niestety w ostatnich latach nawet na wsi trudno spotkać zwierzęta, gdyż z powierzchni ziemi praktycznie zniknęły małe gospodarstwa. Zostały tylko wielkie hodowle. Uczymy nasze kilkunastomiesięczne maluchy: „ Piesek – hau, kotek – miau, krowa – muu…" A które dziecko widziało krowę?
0 Komentarze
|
AutorWszystkie zdjęcia zamieszczone w zakładce PODRÓŻE są własnością mamajana.pl. Kopiowanie Archiwa
Marzec 2019
Kategorie |